Dzisiaj mam dla was recenzję tomiku z jeszcze innej serii :) Jest to ,,Zosia i jej ZOO:Samotne lwiątko". Bardzo urocza książka.
Fajne jest to, że Zosia nie rozumie mowy zwierząt ,,ot tak", ale jest wyjaśnione, kiedy to się zaczęło. Książka długo się rozkręca, żeby wprowadzić nas w świat Zosi i Zoo. Lwiątko pojawia się dopiero w połowie książki (gdzieś 50 strona).
Zosię, jak to głównych bohaterów w takich seriach, łatwo polubić. Bo jest mądrą, uczynną i wrażliwą na los zwierząt dziewczynką. Jak na swój wiek, fajna główna bohaterka :)
Finał książki był trochę niebezpieczny, nie będę spoilerować dlaczego-ale to książka dla dzieci, więc tak czy siak kończy się dobrze. Jednak nie brała bym rozwiązania Zosi za bardzo do serca, bo w rzeczywistości to się robi inaczej, dla bezpieczeństwa.
Książka jest pełna cudownych, czarno-białych ilustracji. Najbardziej podobała mi się ta przedstawiająca dorosłego lwa Leonarda, który mieszka w ZOO.
SPOILER
Jedno zachowanie Zosi wydało mi się bez sensu. Leonardo (ten dorosły lew) opowiedział jej o swoim dawnym życiu w stadzie, a ona zamiast dalej z nim rozmawiać, przekazywała to Mippowi. I czemu ona się dziwiła, że Leonardo ryknął odszedł? Tak się z nikim nie rozmawia (nie licząc rozmów, w których drugi rozmówca mówi w innym języku czy coś).
KONIEC SPOILERU
Ale super by było, gdyby była książka o losach dorosłej Zosi jako rozumiejącej mowę zwierząt pani weterynarz. Ach, można pomarzyć ;)
Ta książka wprawiła mnie w bardzo ciepły nastrój po przeczytaniu jej i zdecydowanie mam ochotę na więcej z tej serii. Więc polecam, jest bardzo dobra.
Komentarze
Prześlij komentarz