Recenzja zawiera lekkie spoilery.
,,Kometa i ja". Wydaje się, że nic nie pobije ,,Był sobie pies". A jednak równie cudowną esencję przyjaźni człowieka i psa znalazłam w tej książce.
W prawdzie ma ona inny klimat niż ta wspomniana, bardziej przyziemny, bo głównym problemem Stevena D.Wolfa, głównego bohatera, jest choroba kręgosłupa. Jego życie jest bardzo szare i usłane bólem do momentu, kiedy przygarnia charta uratowanego z bezdusznych torów wyścigowych. W prawdzie nie chodzi o to, że został uzdrowiony, bo nie, choroba była wciąż taka sama, jednak Kometa dała Wolfowi dużo. A już szczególnie, kiedy wbrew opiniom stała się psem towarzyszącym. W końcu dzięki jej pomocy choćby zaczął chodzić do galerii sztuki i wyszedł do ludzi. Poza tym Kometa dała mu wiele miłości i okazała wyjątkowe przywiązanie. Ta książka pokazała mi, że pies z traumatyczną przeszłością też może pokochać człowieka.
Znajdziecie w tej książce także momenty dość filozoficzne i psychologiczne. Bo czasami Wolf ma rozkminy o swoim życiu. A jego córki różnie odbierają jego chorobę i Wolf często nie umie z nimi szczerze porozmawiać. A wnikając w umysłu córek, dostajemy w książce właśnie te elementy psychologiczne.
A co do tej choroby Steva, ciekawie został opisany proces choroby Wolfa. Opisy chronicznego bólu są bardzo realne i czuć ich przyziemność, normalnie jakby autor też czuł kiedykolwiek chroniczny ból, kto wie.
Przyswoicie z tej książki także dużo wiedzy o chartach i psach towarzyszących. Charakter charta, pochodzenie i traktowanie chartów przez ludzi-wszystko to główny bohater przytacza. A kiedy zaczyna myśleć o zrobieniu z Komety psa towarzyszącego, również szuka wiedzy o takich psach, więc mimochodem dostajemy taką wiedzę. A, i można z tej książki nauczyć się paru zwrotów po francusku, bo żona Wolfa jest chyba pół Francuzką czy coś takiego, i czasem wtrąca do rozmów francuskie słowa.
Opisy szkolenia Komety na psa towarzyszącego były bezcenne, ale tego już nie będę wam spoilerować ;) Albo napiszę to w mocnych spoilerach, przed przeczytaniem poprostu nie czytajcie tej sekcji ^^
Szkolenie Komety i czas spędzamy w domu nad jeziorem były dla mnie najlepszymi momentami w książce.
Trochę za mało było dla mnie zapoznania Komety z golden retrieverami rodziny Wolfa-Codym i Sandoz. Ale nie było też źle.
Rozdziały bywają długie, ale czytanie ich jest satysfakcjonujące. Czytanie tej książki to była niezła przygoda i się do niej przywiązałam. Śledzenie postępów Komety jako psa towarzyszącego było bezcenne. Swoją drogą to niesamowite, że psy mogą pomagać niepełnosprawnym. Jeszcze bardziej niesamowite w tej książce, że został nim chart. Mimo że wszyscy psi trenerzy odradzali to Wolfowi, bo charty nie mają predyspozycji do zostania psem towarzyszącym. A jednak się udało, bo Kometa to wyjątkowy pies :)
Naprawdę polecam tę książkę. Jest to coś innego niż ,,Był sobie pies", ale sens ma podobny i naprawdę warto to przeczytać. Nie będziecie żałować :)
Inne spoilery
Najbardziej podczas szkolenia Komety podobało mi się uczenie jej otwierania drzwi poprzez szarpanie wypchanego zwierzaka zawieszonego na klamce. I to, jak Kometa wybierała sobie zabawki w
sklepie zoologicznym, haha.
Uwielbiam "Był sobie pies", zarówno książkę jak i film 😍
OdpowiedzUsuńJa też 😍 Mam nawet kupioną drugą część, i czeka na przeczytanie 😄 Oby była tak samo dobra jak pierwsza ^^
UsuńTo ja akurat nie, swoją książkę pożyczyłam od przyjaciółki ^^
Usuń